Archiwum sierpień 2003


sie 29 2003 walę w mur
Komentarze: 1

Pada deszcz. W sąsiedniej celi straszna pustka. Odkąd go zabrali, nie mam nawet z kim cierpieć. Moja cela znajduje się na końcu korytarza. Wyobraź sobie- każde kroki w nocy, które zbliżają się do mojej celi, to kroki śmierci. Coraz bliżej, coraz bliżej i... nagle zawracają, albo wchodzą do celi wcześniejszych, rozpływając się w nich, odchodząc z korytarza. Jakby były groźbą, zwiastunem, ostrzeżeniem. Mogę tylko czekać i myśleć. Za oknem pada deszcz...

mieszkam w pokoju

ma cztery ściany

i okno

na panoramę betonu śmierci

 

jest taki sztywny suchy i zimny

 

i kratę

by mnie nie mogli

widzieć z zewnątrz

ludzie posągi słońce książki

 

zamknęliście mnie

ze strachu że wyjdę

choć niezamykany

nie miałbym skąd wychodzić

 

                                       czy tylko walę głową w mur?

lustra : :
sie 28 2003 CHCĘ ŻYĆ!!!!!
Komentarze: 0

Sen. To przez ostatnie dni moje ulubione i, gdyby nie liczyć wypróżnień, jedyne zajęcie w tych martwych murach. Nie pisałem. Wiem. Przepraszam. To nie ma żadnego znaczenia. Zasadność tych zapiskó coraz rzadziej wydaje mi się sensowna. Przecież się nigdy nie zobaczymy, nie powiesz mi co o mnie sądzisz, to nie możliwe. Chyba że... Tak. Często o tym myślę. Że uda mi się uciec, że będzie ułaskawienie. Ale nie zamiana na dożywocie, skądże. Pewnego dnia strażnik wejdzie do celi, przeprosi, że przeszkadza, po czym pozwoli mi się wykąpać, ubrać w świeży, nowiutki garnitur i przed pierdlem będzie na mnie czekał samochód. Odjadę stąd, tak jak odjeżdżam co dzień na skrzydłąch włąsnej fantazji. To byłoby wspaniałe.

Boli mnie żołądek. Breja, jaką tu ostatio podają, psa przyprawiłąby o sraczkę. Boli, cholerne, wykręca mnie... Czasami, gdy klęczę nad muszlą i twqarz prawie zanurzam w jej zatęchłych odmętach, widzę swoją twarz. Zniekształconą, powykrzywianą filtrami kału, moczu i osadu, jaki się co dzień zbiera na tej parszywej blasze. Czy to rzeczywiście ja? Czy widok mojej twarzy, jej obraz, to część mnie, moja reprezentacja? Mój znak rozpoznawczy? Czy jest to tylko jedna z wielu masek, a ja, prawdziwy siedzę wewnątrz, skulony w kącie własnej czaszki i udaję, że jestem kimś innym. To trudne. Może twarz jest niezbędna, gdyby nie ona, pogubilibyśmy się w mnogości rozważań na temat własnego ja. Kim jestem? Gdyby nie twarz byłbym każdym i nikim, co chwilę kimś innym, a tak- spojrzę w lustro, widzę w ciąż tę samą, moją stabilną podporę, moją największą pewność, ostoję mnie samego. Twarz jest moją zbroją, bez niej rozpadłbym się na tysiąc kawałków i odpłynął w próżnię. Mam twarz, jestem kimś. Chcę żyć...

lustra : :
sie 22 2003 pomnik trupa
Komentarze: 1

   Znowu wstałem wcześnie. Raczej za wcześnie. Chociaż właściwie i tego nie można być pewnym, bo za wcześnie na co? Nie czeka tu na mnie nic ani nikt więc nie może być za wcześnie. Jeszcze raz. Znowu wstałem wcześnie.

   A może jednak późno? Może ominęła mnie przed chwilą jedyna możliwość ucieczki? A może przez pomyłkę otworzyli na chwilę kraty, strażnicy zeszli z wieżyczek, otworzyli bramę i... śmierdzi z kibla. Muszla, która tu stoi jest przerażająco zasyfiona. Wybacz, że nie mówię tylko literackim językiem. Ten kurewski swąd doprowadza mnie do wściekłości. Najgorzej jest, kiedy wybija z muszli, mają jakieś problemy z rurami. Wyobraź sobie sprzątanie jeziora kału z podłogi. Przyjemne, prawda? Jeśli się zabrnęło w takie gówno jak ja, nie robi to żadnego wrażenia. Leżę na łóżku, a może raczej pryczy. Zastanawiający jest fakt, że w celach takich jak moja więźniowie dostają sporo papieru, kartek, na ktrórych mogą pisać, ale rzadko daje się im coś do pisania.

   Ciekawa tortura. Jeśli nie masz narzędzia do pisania, czekasz i myślisz, co mógłbyś napisać, a kiedy już je dostaniesz- piszesz. Cóż z tego, kiedy na własne oczy widziałem jak palą później te papiery, kiedy ścierwo autora dynda na sznurze. Albo rozdają je zamiast toaletowego papieru... To również spełnia ważną funkcję, jest rodzajem gazety, ba, to numer specjalny, bo nie co dzień zdarza się egzekucja. Chłonę wtedy te zapiski jak niegdyś poranną gazetę, nasycam się nią do granic wytrzymałości, po czym wrzucam do muszli.

  Świadomość śmierci nie jest straszna. To nasza konstrukcja, biologia. Wszystkich to czeka. Samotność? Każdy umiera sam więc nie widzę problemu. Wszyscy jesteśmy sami, bardziej nawet w gronie ludzi niż bez nich. Najgorsze jest zapomnienie. Nieistotne, czy żyłeś wśród ludzi, czy nie. Wszystkim marzy się pamięć innych, bliskich, czy dalekich. Ja utonę w muszli, albo spłonę... Nie stawiłem sobie pomnika trwalszego niż ze spiżu...

ps napisałem wiersz:

palą mnie własne
odchody
rzucone na unerwioną paletę
duszy
a więc nigdzie nie znajdę sensu?

nigdy nie chciałem być skończonym
ale to już nie ma znaczenia
nie ma znaczenia
nie ma znaczenia
nie ma znaczenia
to nie ma znaczenia

wysoki sądzie chciałbym
spalić się jak Franz Kafka
lustra : :
sie 21 2003 pośpiech!
Komentarze: 2

     Muszę się spieszyć. Dzisiaj nad ranem zabrali kolesia z celi obok. Tradycyjnie, nie spodziewał się, choć może przeczuwał? Albo to ja przeczuwałem za niego i gdy usłyszałem kroki, prawie się zmoczyłem. Nie wiem już, czy to strach? Przecież panuję nad tym, czasami. Czy zwyczajny zwierzęcy instynkt może zarządzać moimi wszelkimi odruchami? Rządzić moją osobowością i wydawać mi rozkazy? Widać może. Na szczęście zabrali jego. Chociaż czy można mówić o szczęściu? Dla mnie to raczej splot przypadków, nie wierzę w fatum, o nie! W każdym razie ja żyję, a on... nieważne. Słabi przegrywają, dobór naturalny. W mojej sytuacji brzmi to nieco komicznie, tak, zdecydowanie rozśmiesza mnie to. Cholera, kończy się tusz w długopisie. Znowu będę musiał przekupić strażnika, albo wykraść mu go podczas spaceru. Na dzisiaj tyle. Aha, byłbym zapomniał. Po każdej egzekucji jest kilka dni spokoju, kilka dni przerwy. Mogę spać spokojnie.

lustra : :
sie 20 2003 na szafot...
Komentarze: 3

    Wyrwał mnie z zamyślenia. Delikatnym, mlecznym blaskiem gładził moją twarz. Byłem lekko zamroczony i przez ułamek sekundy nie wiedziałem, co widzę i tylko czułem delikatne ciepło, bijące z rogalikowatej, żółtej tarczy. Świecił wprost na mnie. Miałem ochotę rzucić się na niego i wybić mu z głowy to przedrzeźnianie mnie. O czym mówię? Wisiał nade mną w pozornym bezruchu, udając więźnia, głaszcząc mnie światłem, niby dziewczyna, która delikatną dłonią gładzi twarz swego więzionego chłopaka podczas widzenia. Ale ja nie miałem widzeń. Wiedział o tym doskonale, a mimo to wisiał nade mną i patrzyl swoją tłustą twarzą w moje zapadnięte oczy. Krata rzucała słaby cień. Czyżby był zwiastunem? Czy to już jutro? Wisiał. Więc to tak, przyszedł naśmiewać się w moje ostatnie godziny, przypominać mi o sznurze i zapadni, udając więźnia, choć wyzwolony spoglądał na moją sytuację z aż zanadto bezpiecznej odległości. Nie zasnę. Oni zawsze przychodzą nad ranem. Tak było w sąsiednich celach. Z zaskoczenia- to ich najlepsza metoda. Skuteczna, a jakże. Przetrzymać cię kilka lat, zmęczyć, przyzwyczaić do spokoju celi, a potem nagle, bez ostrzeżenia, zbudzić nad ranem, zakuć i powiesić jak świnię w rzeźni. Na szczęście zasłoniła go chmura. Zrzygałem się do kibla... ze strachu.

lustra : :