Archiwum 18 sierpnia 2003


sie 18 2003 lustro 5
Komentarze: 1

     Nie, nie zasnę. Znowu będę się snuć godzinami wokół celi i przypominać sobie setki wspomnień, jakie stworzyłem, żyjąc w tej samotni. Czemu je fabrykuję? W samotności i w ciszy, przy małej ilości światła ciężko jest prawidłowo funkcjonować i działać. Nawet odgłos twojego oddechu powoduje tworzenie obrazów, nigdy wcześniej nie widzianych. Niektóre pamięta się dłużej... Niektóre są wyraźniejsze niż wszystko, co działo się naprawdę, wypalają się na tafli mózgu niewidzialnym rylcem i tkwią tam, niemożliwe do usunięcia.

     Nie, nie zasnę, podobno sen to przyzwyczajanie do śmierci, a ja żyję. I żyć będę zawsze, śmierć dosięga tych, którzy zwątpili. Nie? A strażnik? On umarł pierwszego dnia, w pierwszej chwili, w której zaczął tu pracę. Zmęczony, zawsze oschły i ostry, nie ma w sobie niczego z witalnej energii. Cała jego witalność ogranicza się do głośnego tupania, kiedy kroczy w stronę mojej celi, przynosząc jedzenie.

    Nie, czuwać także nie będę. Poobijam się trochę o owalne ściany, pokaleczę się waląc głową w mury i zatonę w pół- jawie, pół-śnie, by na chwilę choć uciec od świata. Nirwana, choć jej nie znoszę, przynosi ukojenie, jest bezbarwna, bez smaku, a może wcale jej nie ma. Właśnie dlatego nie boję się śmierci. Nie- sen to nie przyzwyczajanie do śmierci, on mami, bawi się tobą, potęguje męki zaznane za dnia, wypełnia lękiem i strachem. Udając niebyt, przeinacza rzeczywistość- krzywe zwierciadło, w którym mimowolnie się przeglądasz i zapamiętujesz odbicie, jakby było jedynym prawdziwym odwzorowaniem ciebie. Niebyt daje odpocząć, sen zabija prawdę.

lustra : :
sie 18 2003 lustro 4
Komentarze: 0

     Coraz trudniej snuć się samotnie. Plątanina myśli skręca się w niemożliwe do zapamiętania wzory, które niczego nie oznaczają, nie odkrywają, nie poszukują, tylko plączą się mimowolnie, nie naśladując żadnych znanych elementów, rzucane przypływem świeżych impulsów na coraz to nowe wody mózgowego oceanu. Chwytają wiatr w żagle. Żyją tak, jakby miały istnieć wiecznie, prawie od razu ulatując w niebyt delikatnym, falującym błyskiem na nieboskłonie uczuć. Wypalają się ostatecznie, wyrzucają całą energię, by ten jedyny raz spłonąć wizją ogromnego słońca, rozerwać wieczność i dać się porwać utopijnej skazie, jakiej poddają się, będąc przecież częścią ludzkiego działania. Choć śmiertelne, płoną tak, jakby miały płonąć  wiecznie- zbuntowane przeciwko zagładzie. Krzyk wiecznego trwania, umierając...

lustra : :
sie 18 2003 lustro 3
Komentarze: 1

spacer po mieście

to wyrok śmierci

lecz

maszeruję dalej

idę swą ścieżką

więc

mnie dopadnie

autobus

strażników dobra

 

może nie podobał mi się

jego wyraz twarzy

gdy umierał za mnie

 

nie tędy droga- urwali nogę

zgrzeszyłem- ucięli rękę

myśli myślały- więc je ukradli

spalili mózg- bo był czarny

 

gdy nadstawiał

drugi policzek

ukrzyżowali

dziki kwiat jego umysłu

lustra : :
sie 18 2003 lustro 2
Komentarze: 1

   Czy słyszeliście kiedyś skowyt małych ludzi bogatych tylko w nicość? Nie? To posłuchajcie samych siebie. Czy widzieliście kiedyś agonię istot ubogich tylko w przedmioty? Nie? To popatrzcie na siebie nawzajem. Czy czuliście nieczułość, pustkę? Nie? Niemożliwe!

   Cela jest moją wyspą, po środku śmierci uczuć, jest świętym miejscem, do którego pielgrzymuję każdego dnia, w każdej minucie, poświęcając siebie całego i całując zawartość sejfu zwanego próżnią. Jestem jak Atlas, który podtrzymuje świat, ale stoi na grząskim bagnie. Wszechświat przytłacza, a ja zapadam się w głąb własnego ja. Czy uda mi się kiedyś wynurzyć? Nie wiem. To tak jak wejść w Dedalowy labirynt bez kłębka nici, Przekleństwo? Być może, tylko kto miałby mnie przekląć? Chyba ja sam. Jestem swoim własnym cieniem, jestem swoim własnym słońcem, plątaniną sprzeczności, które neutralizują się wzajemnie i sprawiają, że staję się obojętny na wszystko. Uciekam do swojej własnej klatki z numerem, do betonowej pustyni, po środku betonowego cmentarza upadłych gigantów, którym już nikt nie stanie na drodze, bo stali się jedynie wspomnieniem dawnych czasów, materialnym śladem pogoni za materialnymi wartościami. Jestem upadłym herosem na gruzach swoich przeżyć.

lustra : :
sie 18 2003 lustro 1
Komentarze: 2

   Cela jest nieduża. Żelazne łóżko z materacem, brudna, szumiąca muszla, zastępująca mi ocean, który zawsze tak bardzo lubiłem. Dwa razy dziennie przychodzi strażnik i przynosi mi coś do jedzenia. Jest wysokim, barczystym mężczyzną w niebieskim mundurze, z pałką u boku. Nie mówi nic, podobnie jak ja. Jesteśmy na siebie skazani, a jednak nie odzywamy się do siebie. Czy to strach? Czy jedna krata to zbyt mało, czy zbyt dużo, by połączyć dwoje ludzi? Moja cela ma kształt moich pragnień, jest okrągła, otacza mnie ze wszystkich stron, niczym puszcza. Nawet kiedy zamykam oczy, czuję chłód betonu, który wysysa ze mnie ciepło, radość życia, choć jej i tak już prawie nie ma.

    Chciałbym z kimś porozmawiać. Czy wiesz, że moimi jedynymi przyjaciółmi są czarne, sprytne karaluchy, rezydujące prawie wszędzie? Są wolne, jednak zostają ze mną. Mogą odejść, ale posłusznie zostają przy mnie, nie mówiąc nic, jakby nie chciały, żebym zrozumiał. Ale ja rozumiem. Teraz rozumiem wszystko, czego kiedyś nie mogłem pojąć. Teraz wiem, że czas może się skończyć. Zatapiam się sam w sobie. Wiesz, chciałbym mieć lustro, by widzieć tego, kogo nienawidzę.

lustra : :